Pierwszy Bioshock okazał się prawdziwym objawieniem wśród FPS’ów i tchnął nowe życie w ten nieco już skostniały gatunek. Mieliśmy bowiem dotychczas tytuły z dobrą grafiką, pozycje porywające grywalnością czy swoją fabułą oraz i takie, w których mogliśmy zachwycać się lokacjami. Twórcom Bioshocka udało się jednak połączyć to wszystko w jednej grze - zarówno świetną, wielowątkową fabułę, niesamowity klimat, sporą dawkę horroru, powalające graficznie lokacje jak i świetnego, naprawdę grywalnego FPS pełnego akcji. Największą zaletą tej pozycji było jednak samo Rapture – ogromne podwodne miasto utrzymane w stylu lat 50, które w marzeniach swego twórcy miało być rajem dla wszystkich wolnych ludzi, a okazało się ich najgorszym koszmarem i teraz opustoszałe, pełne oszalałych mieszkańców straszy wszystkich, którzy zapuszczą się do środka. W zasadzie każda sekunda, którą spędziliśmy przy Bioshocku, każda lokacja i każdy moment zabawy wżerał się nam w pamięć jak kwas, a gra przejdzie chyba na zawsze do kanonu jako najbardziej klimatyczna produkcja wszechczasów. I jak tu mierzyć się z taką legendą? Od razu przecież wiadomo, że cokolwiek zrobią twórcy sequela, to strącą to co najważniejsze – element zaskoczenia . To co zachwycało w jedynce, w dwójce będzie już tylko odgrzewaniem zimnego kotleta, w końcu doskonale wiemy się czego można się spodziewać od gry i jej świata. Jednak Take Two postanowiło podjąć wyzwanie i…
Udało się im to całkiem nieźle. Nie będziemy może tutaj streszczać fabuły całej jedynki, grę można bowiem kupić w jednej z tanich serii za dosłownie kilkanaście złotych więc możecie sami sprawdzić o czym opowiadał pierwszy Bioshok. Powiemy tylko, że dwójkę zaczynamy w 10 lat po wydarzeniach z części pierwszej jako…Wielki Tatuś a dokładniej jako Przypadek Delta, jeden z prototypowych mutantów mających się opiekować Małymi Siostrzyczkami. Zmiana bohatera jest widoczna już od samego początku gry. Zamiast kroków słyszymy bowiem ciężkie tąpnięcia, naszym wędrówkom towarzyszy nieustannie ogromny cień a zamiast jednej ręki machamy potężnym wiertłem. Dochodzą do tego też takie detale jak chociażby zaokrąglone krańce ekranu sprawiające wrażenie że naprawdę patrzymy na świat przez szklany wizjer skafandra. To, że sterujemy prototypowym „tatusiem” pozawala nam też na większą swobodę grania. Nie tyle bowiem, że dysponujemy zupełnie wolną wolą co możemy na przykład używać plazmidów i różnej broni a także ją modyfikować. Co więcej możliwe jest też w końcu jednoczesne trzymanie i używanie broni prawą ręką, podczas gdy lewą miotamy we wrogów na przykład ogniste pociski. Gdy robi się naprawdę gorąco możemy też przywalić samą spluwą wprost w pysk jakiegoś splicera czy po prostu zmienić broń na wiertło i widowiskowo przyszpilić wroga do podłogi. Wszystkie te zmiany bardzo szybko się nam przydadzą, bowiem gra jest dużo trudniejsza od jedynki. Wrogowie zachowują się teraz znacznie inteligentniej i jest ich po prostu więcej. Wbieganie w sam ich środek i strzelanie na oślep, to często bezpośredni bilet do grobu; lepiej pomyśleć i załatwić wszystko na spokojnie, używając odpowiednio plazmidów. Wrogowie bowiem nie tylko są sprytniejsi i potrafią nas zajść od boków czy działać zespołowo ale pojawiły się też ich nowe rodzaje jak chociażby wielki, napakowany Brute walący pięściami i rzucający w nas rożnymi ciężkimi przedmiotami. Jest też oczywiście słynna Wielka Siostra, nasza żeńska odmiana, która potrafi jednak również używać plazmidów a po drugie jest diabelnie szybka. Nawet jednak gdy zginiemy, co tutaj zdarza się całkiem często, to nie tracimy dużo – cofamy się bowiem do ostatniego „punktu zapisu” zwanego tutaj Vita Chambers. Dzieki temu rozwiązaniu prędzej czy później i tak uda się nam przejść dany fragment zabawy.
Jak już wspomnieliśmy, akcja gry toczy się w 10 lat po zakończeniu jedynki co oczywiste nie pozostało bez wpływu na cały świat gry. Wspaniałe niegdyś miasto coraz bardziej niszczeje, wszędzie walają się gruzy, widzimy głownie odrapane ściany. Piękne niegdyś sale straszą teraz pustką i mrokiem a całość sprawia jeszcze bardziej przygnębiające wrażenie niż wcześniej. Niestety im dłużej gramy tym bardziej czujemy że to wszystko już wiedzieliśmy. Gra po prostu nie zachwyca tak jak dwa lata wcześniej. Wszystkie poziomy są wprawdzie rzeczywiście świetnie, klimatycznie i perfekcyjne zbudowane ale jakoś brakuje im różnorodności i oryginalności. Twórcom nie udało się po prostu po raz drugi rzucać nas w coś naprawdę nieznanego, w scenerię, która potrafiła nas co chwilę zaskakiwać. Tym bardziej, że w całej grze nie znajdziemy też tak bardzo charakterystycznych lokacji jak dawniej. Wszystko jest jakby bardziej podobne do siebie i po prostu jednostajne…
W całym mieście rządzi teraz charyzmatyczna pani Sofia Lamb, którą miejscowi spliterzy traktują niemalże z boską czcią. Sami wcielamy się w Przypadek Delta, jednego z pierwszych Wielkich Tatusiów a naszym celem jest dowiedzenie się kim tak właściwie jesteśmy i dlaczego wyglądamy jak potwór a nie człowiek, szybko się jednak okazuje, że… więcej oczywiście nie powiemy :-) Fabuła jest bardzo ciekawa i jak w jedynce, wprost najeżona różnymi niespodziewanymi zwrotami akcji, tak że gra nas tutaj na pewno nie raz zaskoczy. Niestety podobnie jak wcześniej, całość znów jakoś specjalnie nie zachwyca Po raz kolejny raz twórcy stanęli bowiem przed za wysoką poprzeczką i nie udało się im stworzyć czegoś nowego. Mamy wprawdzie znów ciekawe postacie, intrygujące zadania, bohatera z rozterkami ale to wszystko już było i opowieść z dwójki jest tylko swego rodzaju wariacją na temat tego co przeżyliśmy w jedynce. Nie jesteśmy już tak przytłoczeni całą tą atmosferą, a wszystkie nasze wybory nie mają tak już takiego znaczenia – całość bowiem wydaje się teraz bardziej prosta i oczywista. Trzeba jednak przyznać, że jeżeli nie porównywać tej gry z jedynką, to mamy tutaj do czynienia z jedną z najlepszych historii opowiedzianych w FPS od ładnych paru lat.
Sama gra wydaje się teraz nieco bardziej nastawiona na walkę, która jest bardziej dynamiczna i ciekawsza. W jedynce często bywała bowiem nudna i stanowiła przykre oderwanie od świetnej historii, tutaj każde starcie budzi emocje i wymaga od nas chwili przygotowania i obrania odpowiedniej strategii. Jak już powiedzieliśmy wrogów jest znacznie więcej i często gra zamienia się w prawdziwą jatkę. Nasze możliwe również się mocno zwiększyły - można walczyć wręcz, pojawiły się też nowe broni jak chociażby działko strzelające harpunem który potrafi dosłownie przybić wroga do ściany. Wszystko to można oczywiście tez ulepszać tak jak kiedyś, ba – mamy nawet więcej możliwości! Co powiedziecie bowiem na kołkownicę strzelającą rozgrzanymi do czerwoności pociskami? Podobnie z plazmidami, których pojawiło się również kilka nowych rodzajów i które możemy zresztą ponownie ulepszać tak, że stają się coraz skuteczniejsze. Zamiast aparatu mamy kamerę, która potrafi nagrywać wrogów już w czasie walki a za bardziej efektywne ujęcia zostajemy nagrodzeni różnymi bonusami jak chociażby zwiększonymi obrażeniami. Jednym słowem jeżeli chodzi o samą walkę to nowy Bioshok jest po prostu idealny, nudzić tutaj na pewno nie będziemy. Wszystko jest wyjątkowo dynamiczne a w czasie większości starć naprawdę można dostać zadyszki. Bardzo ciekawie prezentuje się też możliwość „adoptowania” Małych Siostrzyczek po pokonaniu ich opiekunów, wtedy naprawdę możemy się poczuć jak Duży Tatuś. Gdy nasza mała podopieczna zbierze odpowiednio dużo Adam (musi być jednak do tego bezpieczna i nie atakowana przez nikogo), możemy ja, tak jak kiedyś, zabić albo uratować.
Pod względem grafiki nowy Bioshock po prostu wymiata – wszystko wygląda świetnie, wrogowie są animowani wręcz perfekcyjnie tak, że wygadają jak żywi a czasami można się wręcz zastanawiać czy nie odgadamy jakiegoś filmu. Poziomy również prezentują się wyjątkowo efektownie, tym bardziej, że wszystko wygląda teraz dużo bardziej szczegółowo niż kiedyś. Zwiedzając podwodne miasto widzimy więcej wszelakiego rodzaju drobnych elementów budujących klimat całości, jakichś odrapanych ścian, wszechobecnych nacieków, kałuż, grzybów, porostów, czy po prostu walających się wszędzie śmieci i gruzu. Widać, że przez czas jaki upłynął od premiery jedynki grafika poszła po prostu do przodu. Muzyka? Również klimatyczna pasująca do całości, podobnie jak i zresztą całe udźwiękowianie. Odgłos kroków naszego bohatera może się wręcz śnić po nocach…
Nowy Bioshock to bez wątpienia gra wybitna i murowany kandydat do tytułu najlepszej gry roku. Trzeba jednak od razu zauważyć, że jeżeli nastawialiśmy się na tytuł, który będzie równie wielką rewolucją co jedynka, to możemy się sporo rozczarować. To bowiem nie rewolucja ale raczej powolna ewolucja. Mimo tego co powiedzieliśmy to w pewien sposób twórcom jednak się udało – stworzyli pozycję dorównującą jedynce, która powinna podobać się chyba każdemu. Tym co grali w pierwszą część spodoba się bowiem ogromna liczba nawiązań do pierwowzoru i oczywiście ucieszą się z powrotu do ukochanego Rapture i z tego, że gra po prostu rozwija wszystkie te świetne rzeczy jakimi zachwycaliśmy się dwa lata temu. Natomiast tych, co nie mieli jeszcze okazji zapoznać się z oryginalnym Biosockiem, na pewno urzeknie niesamowity świat i klimat gry oraz jej fabuła. Jedynego twórcom się jednak nie udało – stworzyć gry, która po raz kolejny nami naprawdę wstrząśnie, bo mimo wszystkich tych zalet pojawienie się nowego Bioshocka nie jest jakimś trzęsieniem ziemi. Zabrakło bowiem tego czym tak porażała „jedynka” – oryginalności!
Komentarze