Chyba każdy gracz już nieraz słyszał o tej produkcji. Trzeba przyznać, że to jeden z najbardziej oczekiwanych tytułów tego roku. I jak najbardziej słusznie, bowiem gra jest Wielka i wciąga jak markowy odkurzacz! Początek zabawy jest jednakże na pierwszy rzut oka bardzo typowy i nic nie wskazuje, że będziemy mieć do czynienia z wielkim hitem. USG Ishimura, ogromny statek górniczy, przestaje odpowiadać na wezwania radiowe. Centrala wysyła w jego kierunku mały wahadłowiec, z ekipą techniczną na pokładzie. Jak to jednak zwykle bywa, na miejscu okazuje się, że górnicy zostali zaatakowani przez krwiożerczych obcych, którzy przy okazji wybijają też do nogi prawie wszystkich kumpli głównego bohatera, a jest nim.... zwykły, szary technik.
Nie byłoby w tym nic odkrywczego, gdyby nie niesamowity klimat, który udało się stworzyć twórcom gry. Pamiętacie taki filmy jak Aliens? Jeżeli tak, to wiecie czego się spodziewać – mamy tu wszystko, co pamiętamy z podobnych produkcji: nastrój nieustannego zagrożenia, wielki statek pełen morderczych bestii i specyficzny klimat zepsucia, zniszczenia. Styl grafiki jest zresztą utrzymany w mocno "zardzewiałej" konwencji. Przez całą historię jesteśmy sami i otaczają nas tylko ciemności oraz hordy wrogów, ale od czasu do czasu otrzymujemy holograficzne przekazy od dwóch pozostałych przy życiu członków naszej ekipy. Dodatkowo - w trakcie wędrówki po statku znajdujemy też wiadomości od dziewczyny głównego bohatera, która tam pracowała i - o dziwo - przeżyła masakrę. Aby było jeszcze lepiej, każda z tych postaci została świetnie rozrysowana, a rozmowy z nimi są naprawdę ciekawe; służą zresztą do podkreślenia fabuły i zwykle popychają do przodu akcję. Proste? W teorii tak, w praktyce mamy do czynienia z niesamowitym klimatem i jedną z lepszych i bardziej skomplikowanych historii, jakie zostały stworzone na potrzeby gier komputerowych. Niejeden książkowy horror może się schować ze wstydem pod lóżko!
Co tak patrzycie? Nie zdradzę Wam nic więcej! Nie ma szans! No co? Echhh... No dobrze, ulegnę – oto fabularny spoiler. Okazuje się, że Ishimura natrafiła na starożytny artefakt, na przedmiot, który zawiera w sobie całą wiedzę na temat ewolucji i który potrafi na dodatek nią sterować. Starczy! Zagrajcie lepiej sami i osobiście odkryjcie, o co w tym wszystkim chodzi. Fabuła na pewno spodoba się każdemu; szczególnie, że jest mocno zakręcona i pełna niespodziewanych zwrotów akcji.
Sama gra to już typowy survival horror. Typowy? Nie całkiem, bowiem mimo wszystko rozgrywka koncertuje się jednak głównie na akcji. Co chwilę skacze na nas "coś" z góry, czy zza rogu, i mamy dosłownie pełe ręce roboty. Grając w Dead Space naprawdę można się przestraszyć - na granicy wzroku przemykają jakieś cienie, wszędzie widać ślady walki, zniszczenia, czasami trupy. Atmosfera jest gęsta od napięcia i naprawdę niesamowita. Wiele razy zdarzy się nam stać przez chwilę w miejscu, rozglądając się na boki, czy przypadkiem „coś” się do nas nie zbliża. No właśnie – parę razy użyłem już słowa „coś”. Świetnie oddaje ono wrogów, jakich spotkamy po drodze. Monstra w tej grze nie przypominają chyba niczego, co widzieliśmy wcześniej. To pomieszane i splątane ciała, pełne macek i innych wypustek. Obrzydliwość! Co ciekawsze - walka w Dead Space polega głównie na krojeniu tych obrzydlistw. Większość wrogów jest bowiem w zasadzie odporna na konwencjonalny ostrzał, za to macki tych stworów są bardzo wrażliwe na chociażby nasz podręczny palnik plazmowy. Aby pozbyć się wroga, trzeba po prostu pozbawić go wszystkich kończyn. Aż trudno to opisać – lepiej będzie, gdy zobaczycie sami. Powiem tylko, że żaden filmik nawet w połowie nie oddaje emocji i dynamizmu, jakie towarzyszą każdemu starciu.
Jak widać, świetna jest też sama grafika. Dead Space to bezwątpienia jeden z najlepiej wyglądających tytułów tego roku. Klimat buduje też sam interface, a raczej jego brak. Po prostu wszystko jest tutaj integralną częścią gry, chociażby poziom wytrzymałości bohatera jest przedstawiony za pomocą ilości dziwnej, świecącej cieczy w jego kombinezonie. Dead Space nie powiela też chyba największej bolączki innych gier z tego gatunku - w końcu udało się stworzyć produkcję, w której nie ma żadnych problemów z ustawianiem kamery. Walczymy z wrogami, a nie z prawidłowym ustawianiem widoku.
O grze można by mówić naprawdę długo. Chociażby rozwodzić się nad rewelacyjną historią, która - mimo, iż jest liniowa - to jednak okazuje się być pełna róznych pobocznych wątków. Dead Space naprawdę potrafi zaskoczyć, i - co najważniejsze - do samego końca tak naprawdę nie wiemy, co się tutaj stało. Odkrywanie tajemnic Ishimura to po prostu klasa sama w sobie. Wady? Chociaż gra jest dosyć długa, to jednak w końcu ją ukończymy :-), a jej liniowość powoduje, iż nie ma się specjalnej ochoty na powtórkę. Można też przyczepić się też do samej postaci naszego bohatera. Wszystko w tej historii jest świetnie dopracowane, natomiast sam główny bohater wprost przeciwnie. Tak naprawdę nic o nim nie wiemy; to po prostu maszyna do zabijania, zwykle pozbawiona wszelkich emocji, bez własnego charakteru. Trochę dziwne, szczególnie, gdy spojrzy się na inne, tak przecież świetnie przedstawione postacie. Jednak cała reszta rekompensuje wszystkie wady.
Zagrajcie – koniecznie! Werdykt może być tylko jeden – mocne 10 i znaczek jakości. Coś się nam wydaje, iż Dead Space ma spore szanse stać się grą roku!
Komentarze