Modern Warfare miało przecież wszystko co powinien mieć idealny FPS – niesamowity klimat, świetnie przemyślane misje, masę ale to naprawdę masę akcji w najlepszym wydaniu i do tego wszystkiego jeszcze ciekawą historię ze świetnie rozrysowanymi postaciami... Nic więc dziwnego, że wszyscy gracze mieli naprawdę ogromne oczekiwania w stosunku do nadchodzącego World at War. I to tym bardziej, gdy przypomnimy sobie, iż gra miała otrzymać w końcu nowy silnik graficzny a na dodatek powrócić do swych korzeni, czyli II wojny światowej.
Jednak do rzeczy – wszystkie wydarzenia, podobnie jak zresztą w większości tytułów z tej serii, obserwujemy za z perspektywy dwóch bohaterów. Naprzemiennie wcielamy się bowiem w dzielnego amerykańskiego marines walczącego na Pacyfiku, by po chwili przenieść się w ciało nie mniej walecznego Rosjanina broniącego swojej ojczyzny a potem ruszającego na Berlin!
Od samego początku gra naprawdę mocno wali po oczach i rzuca nas sam środek walki. Obu bohaterów poznajemy gdy są dosłownie o krok od śmierci i dopiero pojawienie się kolegów z oddziału ratuje ich przed kostnicą; dla przykładu nasz dzielny jankes zaczyna swoją przygodę w rękach japońskich żołnierzy, którzy za chwilę mają zamiar go zabić. Od razu też widać, że gra jest naprawdę brutalna i nie chodzi tutaj bynajmniej o typowe dla serii pokazywanie oderwanych kończyn czy paskudnych ran postrzałowych. Tutaj twórcy chcieli najwyraźniej pokazać inne oblicze wojny, nie tylko bohaterskich żołnierzy, ale też drugą stronę: rozstrzeliwanie jeńców przez Rosjan, japończyków torturujących pojmanych amerykanów, pobojowiska pełne skręcających się z bólu straszliwie poranionych żołnierzy… Końcowy efekt budzi jednak często raczej obrzydzenie; można mieć wrażenie, że niektóre sceny są całkowicie niepotrzebne, niczemu nie służą i są raczej obliczone na szokowane gracza ilością czerwonej cieczy rozlanej po drodze. Stare gry z cyklu również szokowały, ale robiły to za sprawą klimatu, pomysłowych misji; tutaj natomiast często zamiast tego mamy tylko bezmyślną brutalność. Nie tędy droga panowie!
No właśnie - same misje – niektóre z nich są naprawdę świetne, jak chociażby fragment gdy uciekamy w płonącym budynku, albo zadanie gdy ratujemy rozbudów z pokładu latającej łodzi. Ale mimo wszystko, w całej grze nie ma czegoś co naprawdę można byłoby zapamiętać na dłuzej. Całość sprawia też nieco mniej hollywoodzkie wrażenie niż niegdyś, nie uświadczymy też tutaj tak ciekawej fabuły. Zresztą pamiętacie pewnie pierwszą misje w „czwórce” – szturm na płynący w czasie sztormu statek i to jak ona się kończy? Albo moment gdy atakujemy studio telewizyjne, tą masa szkła, która pryska na wszystkie strony, nie mówiąc już o jednej kapitalnej misji, która kończy się eksplozją bomby atomowej? Tutaj niczego takiego nie uświadczymy. Wszystkie misje wprawdzie trzymają wysoki poziom, są cholernie grywalne, porządnie przemyślane, ale po prostu czasami czuć ze twórcom zabrakło wyobraźni... To wszystko już po prostu było!
Wszystkie etapy mają zresztą jedną zasadniczą wadę – wprost ociekają liniowością i oskryptowaniem. Tak wiem, że to cecha charakterystyczna serii i jednocześnie jej zaleta, ale w najnowszej części gry skrypty są po prostu aż za bardzo wszechobecne i nachalne. Można wręcz powiedzieć, że tutaj AI praktycznie nie istnieje. Czasami wyraźnie widzimy, że dopiero przy dojściu do pewnego momentu akcja posuwa się do przodu. Jeżeli na przykład staniemy w miejscu, to często po chwili cała walka cichnie, skrypty przestają się wykonywać i system potulnie czeka abyśmy zrobili następny kroczek do przodu…. Wiele razy okaże się też, że jeżeli zajdziemy wroga od strony, której twórcy wcześniej nie przewidzieli, to ten po prostu będzie stać jak głupek. Po tytule wydanym w 2008 roku można byłoby się spodziewać czegoś więcej. Lepsze AI mieli już przeciwnicy w pierwszym Unrealu...
Grafika? Jest po prostu dobra. Momentami nawet świetna. Wszystko wygląda realistycznie, szczególnie pochwalić można świetne efekty wybuchów czy płonącego ognia. Można się najwyżej przyczepić do pewnej „plastikowatości” modeli, ale to już kwestia gustu. Grafika jest po prostu dobra, nawet bardzo, ale też nie wyznacza jakichś nowych standardów w grach. Dźwięk? Jak zawsze stoi na najwyższym światowym poziomie. Od twórców CoD 5 mogłoby się uczyć wielu ludzi tworzących gry komputerowe. Odgłosy strzałów, wybuchów, krzyki rannych, okrzyki żołnierzy, muzyka – sam miód! Gra została wydana w wersji kinowej więc wszystkie głosy zostały zachowane w oryginalnym brzmieniu.
Czytając ten tekst może odniesiecie wrażenie, że World at War jest grą złą. Wprost przeciwnie! Nowy CoD daje masę radości, gra się naprawdę świetnie i tytuł jest jak najbardziej wart kupienia. Tylko po prostu mogliśmy spodziewać się czegoś więcej. W porównaniu do przytaczanej już dziesiątki razy Modern Warfare, ten tytuł jest po prostu słaby. Nie ma już tego klimatu, nie potrafi tak zaskakiwać, wiele zadań jest mocno wtórnych i oklepanych. Gra cierpi też cięgle na największą bolączkę serii – jest strasznie krótka; tryb single starczy nam na zaledwie osiem, maksymalnie dziesięć godzin zabawy. Na szczęście jest też multi, lecz fakt pozostaje faktem... Przyczepić się też można do sporej niestabilności gry, która potrafi wyłączyć się w najmniej odpowiednim momencie. Pochwalić za to trzeba dosyć niskie wymagania sprzętowe.
Na koniec pozostaje nam tylko pomarzyć czym mogłoby się stać Cod WaW gdyby zrobili, to ludzie odpowiedzialni za„czwórkę”. Niemniej jednak kupujcie - lepszej gry na rynku obecnie po prostu nie ma!
Komentarze